Tak jak do odkrycia wciąż pozostaje kosmos i głębia oceanu, tak polem do eksploracji jest medycyna i serce człowieka - twierdzi kardiolog, prof. Sebastian Stec, Lasowiak, który 20 lat temu opuścił rodzinny Cmolas i wyjechał do Warszawy, by studiować medycynę. Po latach pracy naukowej w stolicy wrócił na stałe na Podkarpacie, by realizować tutaj projekty badawcze dotyczące nowych technologii w medycynie. – Medycyna jest jak dżungla. Żeby odkryć ją, trzeba wziąć maczetę, zrobić pierwszy krok i pójść dalej – mówi.
Miał być biologiem lub ekologiem, jednak w klasie maturalnej w kolbuszowskim liceum - trochę za sprawą wujka, który do dziś jest lekarzem rodzinnym - poczuł potrzebę i ochotę studiowania medycyny i leczenia ludzi. Z Cmolasu wyjechał do Warszawy, by studiować na II Wydziale Lekarskim Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Przez kilkanaście lat pracował w Klinice Kardiologii CMKP Szpitala Grochowskiego w Warszawie, kształcił się też w Pradze, Londynie i Nowym Jorku.
Prof. Stec jest elektrofizjologiem - specjalistą od arytmii serca, czyli zaburzeń objawiających się przyspieszeniem, zwolnieniem lub nieregularnościami rytmu serca. Często są one przez pacjentów i lekarzy lekceważone, a stają się zagrożeniem dla zdrowia i życia. - Arytmia serca jest zjawiskiem chaotycznym i zmiennym w swej naturze jak wiatr. Wiatr czasem wieje z lewej strony, czasem z prawej, bywają też dni bezwietrzne. Podobnie jest z arytmią. Jeśli dobrze rozpoznamy jej przyczyny, możemy ją wyleczyć nawet bez stosowania zabiegów inwazyjnych - wyjaśnia. - Jednak u większości chorych z arytmią potrzebujemy nowoczesnych technik leczenia arytmii.
Aby przybliżyć pacjentom (lekarzom również) złożony problem arytmii serca, wydał w 2014 roku popularnonaukową książkę pt. „Zaburzenia rytmu serca - zaburzenia rytmu życia”. W tym roku wychodzi jej drugie wydanie. To publikacja o tyle cenna, że jest napisana językiem zrozumiałym dla pacjenta i zawiera relacje chorych, którzy uniknęli śmierci lub powikłań arytmii serca. Zostali wyleczeni metodą ablacji, stymulatorem serca czy zabiegami kardiologii interwencyjnej. Bohaterowie tej książki podpowiadają, jak nie poddawać się i nie tracić nadziei.
Z kardiologia i kardiochirurgią w Polsce jest w wielu obszarach lepiej niż w USA
Profesor przyznaje, że w ostatnich 30 latach w medycynie rozwinęło się bardzo dużo nowych technologii. W elektrofizjologii ablacyjnej wykorzystuje się m.in. mapowanie 3D, nawigację elektroanatomiczną, zdalne sterowanie elektrodami i robotami, a najbardziej skomplikowane zabiegi wykonywane są z milisekundową, milimetrową i miliamplitudową dokładnością.
Technologie te przyszły do medycyny z… kosmosu. - Na co dzień używamy rozwiązań technologicznych używanych w statkach kosmicznych. Podczas zabiegu ablacji, który wykonuję, na sali operacyjnej jest dziesięć czynnych komputerów, bez których nie poradzilibyśmy sobie. Jednak do ich obsługi potrzebne są wykwalifikowane osoby, a także pacjenci, którzy dla swojego dobra zaufają tej technologii – tłumaczy. - Wzajemne zaufanie na linii lekarz-pacjent jest podstawową kwestią w medycynie. Chory, który zaufa lekarzowi, staje się jego pacjentem. A wtedy można już zdziałać cuda.
Prof. Sebastian Stec przyznaje, iż współczesna kardiologia jest tak dobrze rozwinięta, że dzięki współpracy z kardiochirurgami i kardiologami interwencyjnymi nawet bardzo ciężko chore osoby mogą liczyć na właściwą dla siebie terapię. Można regenerować serce lub poprawiać to, co wiek, choroba bądź natura zniszczyły w nim. Nawet zapis EKG jest możliwy w telefonie komórkowym, w dowolnym miejscu na świecie, co pozwala badać pracę serca chorego podczas różnych aktywności. Szybko rozwija się też ratownictwo medyczne.
- Helikopter z Bieszczadów może w ciągu dwudziestu minut dostarczyć chorego np. w pierwszej godzinie zawału i po reanimacji na połoninach do dyżurującego 24 godziny na dobę ośrodka kardiologii inwazyjnej. Dzięki temu zamknięta zakrzepem tętnica w ciągu godziny może być otworzona, ratując życie chorego. Takiej możliwości nie ma nawet w Nowym Jorku, gdzie czasem karetki stoją w korkach powyżej 30 minut – dodaje kardiolog. - W kardiochirurgii wykonywane są coraz mniej inwazyjne zabiegi, bez konieczności otwierania klatki piersiowej i krążenia pozaustrojowego. 50 lat temu wydawało się niemożliwe, żeby przez otwór wielkości dziurki od klucza operować wyrostek, a potem pojawiła się laparoskopia. Tak dzieje się dziś w kardiologii oraz w kardiochirurgii. Polska kardiochirurgia zresztą może szczycić się dużymi osiągnięciami w zakresie mało inwazyjnych zabiegów, takich jak np. laparoskopia serca.
Ośrodki w Rzeszowie, Zabrzu, Krakowie czy Warszawie mogą konkurować z najlepszymi na świecie, podczas gdy w USA większość operacji ciągle wykonuje się z przecięciem mostka. W Polsce małoinwazyjne zabiegi kardiochirurgiczne stanowią ok. 10 procent. To wielki sukces polskich kardiochirurgów i ich zespołów oraz sprzętu, jakim dysponują. Dzięki takim umiejętnościom kardiochirurgów mogą się rozwijać zabiegi łączone, hybrydowe: kiedy w czasie jednej procedury wykorzystana jest wiedza i umiejętności kardiochirurgów i kardiologów. To tak zwane zespoły do zadań specjalnych – Heart-TEAM. Dodatkowo rozwijane są ośrodki rehabilitacji kardiologicznej, między innymi w Rymanowie, gdzie dosłownie „chory po przejściach” wkracza w nowe życie… po zawale, po zatrzymaniu krążenia, po operacji kardiochirurgicznej.
Nowe technologie „szczepionkami” na choroby kardiologiczne
Według profesora, w lekarzu drzemie potencjalny wynalazca, bo… każdy pacjent może wymagać specjalnego wynalazku farmakologicznego lub metody, aby mógł zostać wyleczony.
- Większość wynalazków w medycynie powstaje w odpowiedzi na brak lub niemoc istniejących rozwiązań. Jeśli nie mamy dostępnych metod czy narzędzi albo są one niedoskonałe i ich użycie wiąże się z dużym ryzykiem, trzeba myśleć nad innymi. Jednak przekuć pomysł na realne narzędzie czy metodę udaje się tylko nielicznym – wylicza. - Dlatego jeśli lekarz znajdzie partnerów czy inżynierów, którzy pomogą stworzyć narzędzie czy aplikację, to tak jakbyśmy szukali nowej szczepionki na chorobę kardiologiczną. Tą szczepionką może być narzędzie chirurgiczne, elektroda kardiologiczna, aplikacja informatyczna, specjalny cewnik lub urządzenie, które pomoże choremu np. w leczeniu rytmu serca. Jednak najpierw musi być pomysł, odkrycie na miarę okrzyku: „Eureka”, a dopiero potem współpraca ze specjalistami. Bywa ona trudna, bo lekarze, inżynierowie, prawnicy i ekonomiści porozumiewają się innymi językami, ale gdy to się uda, można odnieść sukces.
Medinice ma pomóc wynalazcom w opatentowaniu i produkcji wynalazków
Aby ułatwić tę współpracę, w 2012 roku wspólnie z kardiochirurgiem prof. Piotrem Suwalskim i Saanjevem Choudhary założył spółkę Medinice, zajmującą się tworzeniem, rozwijaniem oraz komercjalizacją innowacyjnych, bezpiecznych, małoinwazyjnych rozwiązań z dziedziny medycyny, w szczególności kardiologii i kardiochirurgii.
- Często pomysły lekarzy praktyków przekuwane są na sukces dużych firm sprzętowych lub farmakologicznych. Wystarczy pomysł, uwaga podczas dyskusji, krytyczny pogląd na temat ograniczeń metody leczniczej. Z czasem można zauważyć, że powstają produkty odpowiadające naszym wyobrażeniom, a jeden z pomysłów prof. Piotra Suwalskiego został nawet skomercjalizowany bez jego udziału – opowiada prof. Sebastian Stec. - Dlatego jego najnowszy wynalazek - kriokonsolę i krioaplikator do chłodzenia tkanki serca w leczeniu arytmii postanowiliśmy wykorzystać jako pretekst do stworzenia firmy promującej polskie wynalazki. Służy ona temu, aby chronić własność intelektualną, tworzyć prototypy, organizować inżynierów do produkcji urządzeń i wdrażać do badań i praktyki klinicznej na zasadzie naszych polskich unikalnych pomysłów.
Opatrunek uciskowy PacePress zamiast worków z piaskiem na klatce pacjenta
Jeszcze w 2018 roku do produkcji trafi pierwszy opatentowany produkt spółki Medinice. To PacePress, innowacyjny elektroniczny opatrunek uciskowy i obroża zapobiegająca powstaniu krwiaków po zabiegach wszczepienia rozruszników serca. Jest to patent w 100 proc. polski, opracowany przez kilku polskich kardiologów i informatyka. Będzie produkowany w Polsce, a w Jasionce, gdzie Medinice otworzy Centrum Badawczo-Rozwojowe i Prototypownię Wynalazków, zostanie zorganizowane biuro konstrukcyjne i projektowe, które pozwoli przygotować produkt do seryjnej produkcji przemysłowej.
PacePress nie ma konkurencji na rynku. Nawet w krajach wysoko rozwiniętych, by zapobiec krwiakom stosuje się na ranę po wszczepieniu rozrusznika nacisk wywierany przez… worki z piaskiem. - Cały zespół Medinice pracuje nad udoskonaleniem tego produktu – przyznaje prof. Sebastian Stec.
Wprowadzenie wynalazku na rynek jest żmudne. Produkt musi przejść ciężką drogę patentowania, w czym konieczna jest pomoc rzecznika patentowego, oraz certyfikowania. W tym drugim procesie inżynier-wynalazca musi przygotować dokumentację, stworzyć prototyp oraz sprawdzić go w warunkach klinicznych. - Najważniejszy jest ostatni etap, czyli sprawdzenie, czy pacjenci dobrze znoszą urządzenie i czy będzie ono bezpiecznie i skutecznie pomagać w ich leczeniu. Mamy przekonanie, że PacePress okaże się przydatny i zapobiegnie krwiakom i że będą go chciały mieć wszystkie firmy, które produkują urządzenia wszczepiane, a także szpitale i ośrodki w Polsce i za granicą – twierdzi.
Prof. Stec jest przekonany, że w procesie tworzenia wynalazków nie powinno się myśleć o finansach i do tej myśli przyzwyczaja wszystkich, którzy przychodzą do Medinice z pomysłami. Jego zdaniem, technologia może okazać się tańsza niż zakładamy.
- Niestety, w Polsce wciąż patrzymy na wszystko przez pryzmat prostej tabelki z Excela. Natomiast gdy popatrzymy z innej perspektywy i pomyślimy o ilości powikłań, długości pobytu w szpitalu, komforcie pacjenta, to to, co wydawało się na początku kosztowne, okaże się tańsze – wyjaśnia. – Jeśli zapobiegniemy krwiakom, zapobiegniemy kolejnym hospitalizacjom, ryzyku infekcji, wyciągnięcia urządzenia czy utracie krwi. Pacjenci będą szybciej opuszczać szpital i wracać do aktywności życiowej. W Polsce trudno jest udokumentować, że taki produkt jest tańszy, dlatego że do kosztów hospitalizacji i wszczepienia urządzenia nie zawsze doliczane są do koszty rehabilitacji czy absencji chorobowej w pracy, braku aktywności ruchowej. Poza tym na Zachodzie powstanie krwiaków po zabiegu to częsty powód występowania przeciwko lekarzom na drogę sądową.
Trzy elektrody mogą zrewolucjonizować kardiologię i kardiochirurgię
Aktualnie Medinice rozwija dziesięć patentów, przy czym nie są to idee, ale opatentowane rozwiązania technologiczne, które dotyczą leczenia chorób kardiologicznych i kardiochirurgicznych. Wśród nich są trzy elektrody do wykonywania zabiegów bez stosowania promieniowania rentgenowskiego. Autorem elektrody MINIMAX jest prof. Sebastian Stec. W 2018 r. elektroda przejdzie badania technologiczne, przemysłowe i wdrożeniowe do badań klinicznych. Będzie ona służyć do zdiagnozowania bardzo mało inwazyjnym sposobem arytmii serca oraz wyleczenia jej za pomocą prądu o częstotliwości radiowej, który jest używany z końcówki tej samej elektrody.
Pozostałe dwie elektrody to diagnostyczne urządzenia do mapowania serca lub podawania bezpośrednio do serca specjalnych substancji. CathAIO, wielozadaniowa elektroda o uniwersalnych właściwościach, wejdzie na rynek w 2022 roku. Ma ona usprawnić zabieg ablacji oraz możliwość wykonywaniu kilku czynności za pomocą tej samej elektrody. Natomiast elektroda EP-BIOPTON pozwoli z ograniczeniem promieniowania rentgenowskiego i z precyzyjnym określeniem obszarów blizn pobierać fragmenty serca do badań histopatologicznych oraz ułatwiać rozpoznanie niektórych chorób serca (zapalenia mięśnia serca, odrzucanie przeszczepu, rzadkie choroby serca).
- Jest to specjalistyczna elektroda, ale każdy chory po przeszczepie serca musi mieć kilkanaście razy pobieraną biopsję. Elektroda ta pozwoli uniknąć wielu ekspozycji na promieniowanie rentgenowskie. Chorzy po przeszczepie i tak mają podwyższone ryzyko rozwoju nowotworów i należy je ograniczać - tłumaczy kardiolog.
Medinice - Nice Medicine, ale również Secure Intelectual Property
Obecnie podstawowym zadaniem firmy Medincie jest precyzyjne chronienie własności intelektualnej.
- Mimo, że przysięga Hipokratesa, która obowiązuje lekarzy, nakazuje podawać do wiadomości wszystko to, co uda się wynaleźć i udoskonalić, niestety, nie możemy nagle obwieścić światu, że mamy pomysł na nową elektrodę. Do czasu, gdy nie mamy sprawdzonego, opatentowanego urządzenia, nie mogą się z tym pomysłem naukowcy „wychylać”. Jeśli mamy w świadomości „wyścig zbrojeń”, to trwa również „wyścig udoskonaleń w medycynie”. Wiele światowych kompanii tylko czeka na to, aby taką myśl technologiczną wdrożyć u siebie. Chcemy pomóc wynalazcom, aby nie bali się realizować swoich pomysłów w Polsce, a za naszym pośrednictwem rozwijać technologie na całym świecie – mówi kardiolog.
Medinice jest otwarta na współpracę z wynalazcami nie tylko z zakresu kardiologii i kardiochirurgii, dlatego otwiera fundusz MediAlfa z programu Bridge realizowanego z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Będzie on wspierał projekty badawczo-rozwojowe z obszaru Med-Tech. W ciągu dwóch lat w centrum badawczym Medinice w Jasionce powstanie 20 start-up-ów, których większościowymi właścicielami będą wynalazcy, decydujący o rozwoju swoich wynalazków - Chcemy dać im możliwość współpracy z rzecznikami patentowymi, inżynierami i prototypownią po to, by nauczyć ich, jak obronić swój pomysł w brutalnym świecie finansowym i prawnym, a także umożliwić im produkcję i sprzedaż wynalazku - wyjaśnia profesor.
Centrum badawcze w Jasionce ma być „piaskownicą” dla wynalazców, w której mają bawić się swoimi pomysłami. Będą mieć do dyspozycji drukarkę 3D, laser 3D, skaner 3D, narzędziownie i - co najważniejsze - konsultacje technologów, inżynierów i materiałoznawców w celu stworzenia prototypów swoich projektów. - Mamy ten komfort, że w Jasionce pracuje wielu inżynierów z dziedzin lotniczych, co może mieć duże znaczenie w rozwoju technologii medycznych. Kardiologia i serce człowieka są jak kosmos. Jeśli inżynierowie lotniczy pomogą nam lepiej nawigować w sercu pacjenta i lepiej rozumieć konstelację zaburzeń prądów elektrycznych, to polecimy z naszym sprzętem i nowymi technologiami do chorych, tak jakbyśmy lecieli do nich helikopterem. To jest realne. Patrząc na potencjał inżynierów i wynalazców wiem, że jesteśmy w stanie to stworzyć – przyznaje.
Dał przykład swoim pacjentom: zaczął biegać i zrzucił 25 kilo
Prof. Sebastian Stec podkreśla, że choć rozwijanie nowych technologii w medycynie jest pasjonujące, to nadal przede wszystkim jest lekarzem, który leczy pacjentów i dla którego liczy się zaufanie w relacji lekarz-pacjent.
- Mimo rozwoju nowych technologii w medycynie, kontakt z lekarzem wciąż jest niezbędny. Lekarz czasem musi przyznać, że medycyna nie ma gotowego rozwiązania na jakąś dolegliwość, że potrzebna jest konsultacja w szerszym konsylium. Organizm człowieka jest jedną wielką tajemnicą, np. objawy arytmii serca są bardzo zróżnicowane, nawet dziwne. W sercu można wyleczyć zeza, kaszel czy kłopoty z połykaniem - wyjaśnia. - W kardiologii niezwykle ważna jest profilaktyka, dzięki której można zapobiec chorobom serca i nowotworom. Czasem nawet wydaje nam się, że jesteśmy całkiem zdrowi, tymczasem miażdżyca jest w nas od dzieciństwa, a pierwszy zjedzony chips czy hamburger decyduje o tym, że tłuszcz będzie się odkładał w postaci miażdżycy. Dawniej człowiek żył ok. 50 lat, więc choroby sercowo-naczyniowe nie były dominujące. Dziś żyjemy coraz dłużej, dlatego musimy dbać o jakość życia i profilaktykę.
Jeśli chodzi o profilaktykę, prof. Stec jest świetnym przykładem dla swoich pacjentów. Kilka lat temu zaczął biegać i zrzucił ponad 25 kilogramów. Dziś jest aktywnym maratończykiem i twierdzi, że na bieganie nigdy nie jest za późno.
- Nikt nie musi biegać wyczynowo i startować w maratonach, ważny jest prawie codzienny ruch po 30-45 minut. Sugeruję moim pacjentom, by odszukali w Internecie zdjęcie z czasów, kiedy ważyłem 25 kilogramów więcej. Zimą zachęcam tych, którzy są po ciężkich zabiegach, aby wzięli udział w zimowym bieszczadzkim biegu na 10 km w Cisnej i pokazali, że nawet po ciężkiej chorobie można wrócić do intensywnej aktywności fizycznej – mówi profesor i dodaje: - „Do zobaczenia” na bieszczadzkich i beskidzkich szlakach. Niezależnie, czy w biegu, czy z kijkami.