Alina Bosak: Byliście pierwszą firmą, która zainwestowała w zupełnie nowy, budowany od podstaw zakład w Dolinie Lotniczej. MTU Aero Engines Polska wyrosła w specjalnej strefie ekonomicznej pod Rzeszowem – wtedy szczerych polach. Wszystkim bardzo zależało, aby to była udana inwestycja.
 
Krzysztof Zuzak: Pamiętam tamten moment, kiedy wkopaliśmy kamień węgielny nieopodal lotniska w Jasionce. Byliśmy pierwszym inwestorem w Parku Naukowo-Technologicznym „Aeropolis”. W 2008 roku dookoła rosła trawa, a my byliśmy prekursorami. Po nas przyszli inni. 
 
Pierwszemu inwestorowi kolejni uważnie się przyglądali?
 
MTU Aero Engines już wtedy miało bardzo wysoką markę, jeśli chodzi o jakość i znaczenie w produkcji lotniczej. Przedstawiciele naszej firmy w Monachium bardzo praktycznie podeszli do inwestycji w Polsce. Starannie wybrali miejsce, rozważając tak naprawdę lokalizację w dziesiątkach różnych lokalizacji na świecie. Decyzja, by to był Rzeszów, była jasnym sygnałem dla innych inwestorów. Kiedy w 2009 roku uruchomiliśmy produkcję, wiele firm przyjeżdżało do nas, by zobaczyć, jak ten rozwój przebiega. Takie wizyty przyjmowaliśmy m.in. na prośbę prezydenta Rzeszowa, jak i podkarpackiego marszałka, którzy zachęcali do inwestowania w strefie przemysłowej. Wiele z tych firm dało się przekonać i dziś ich zakłady sąsiadują z naszym.
Zmieniły się też plany MTU Aero Engines Polska. Miało tu pracować 400 osób?

Taki był pierwotny plan. Zaczęliśmy od ok. 170 pracowników, których wysłaliśmy na szkolenie do Niemiec. Potem zatrudnialiśmy kolejnych. Rozwój był bardzo dynamiczny. Z zakładu, który miał mieć 18 tys. mkw. powierzchni i 400-osobową załogę, wyrosło naprawdę duże przedsiębiorstwo. W 2015 roku rozbudowane zostało do 27 tys. mkw., w grudniu 2020 r. zakończyliśmy drugą rozbudowę. Zakład liczy dziś ponad 38 tys. mkw. Zatrudnia prawie 900 pracowników. To oznacza, że podwoiliśmy początkowe plany. W nowej części zakładu prowadzimy działalność opartą na najnowocześniejszych technologiach.
 
Najważniejsze osiągnięcia polskiego zakładu?

Najważniejsze, że rozwój odbywa się wielokierunkowo. Dotyczy nie tylko produkcji. Z niej, oczywiście, jesteśmy dumni, bo uczestniczymy w produkcji bardzo wielu elementów i całych podzespołów najnowocześniejszych silników, w tym do silników Pratt&Whitney - GTF (Geared Turbofan), które weszły do produkcji w ostatnich latach i zrewolucjonizowały lotnictwo, jeśli chodzi o zużycie paliwa, redukcję CO2 i redukcję hałasu. Mamy udział w ich powstawaniu. Ale równie ważny jest rozwój naszego działu badawczo-rozwojowego. Utworzyliśmy go w 2018 roku, zatrudniając na początek 30 inżynierów. Dziś pracuje ich tam już 175. Z zakładu świadczącego serwis staliśmy się ważnym graczem, jeśli chodzi o projektowanie części do silników, analizy wytrzymałościowo-termiczne. Rozwinęliśmy działalność także w obszarze IT, świadcząc szeroki zakres usług dla wszystkich zakładów MTU na świecie. 
 
Jakie wnioski nasuwają się po dekadzie budowy zakładu w Dolinie Lotniczej?

Liczą się nie tyle te budynki, które wyrosły, ale ogromny napływ wiedzy. Gdybyśmy sami podążali ścieżką rozwoju, może za 30 lat zdobylibyśmy to, co w krótkim czasie otrzymaliśmy dzięki współpracy międzynarodowej. To olbrzymia wiedza związana z najnowocześniejszymi technologiami, z wytwarzaniem części o najwyższych wymaganiach, bo takie wiążą się z produkcją lotniczą. Te elementy dziś projektują nasi inżynierowie, w większości absolwenci Politechniki Rzeszowskiej. Ze światowym biznesem lotniczym przyszedł do nas potężny potencjał. 
 
Nad czym pracują zatrudnieni przez was inżynierowie? Czy to już silniki na wodór, które mają być przyszłością lotnictwa?

Podążamy za trendami światowymi. MTU pracuje nad rozwojem silników hybrydowych oraz wodorowych. Polski zakład i nasi inżynierowie w tych pracach już uczestniczą lub będą uczestniczyć. Skoro rozmawiamy o przyszłości, to nie może tu zabraknąć kwestii ekologii. Ten temat jest dla nas niezwykle ważny zarówno w zakresie produktów, ale również proekologicznej kultury organizacyjnej i przyjaznych dla środowiska rozwiązań w samym zakładzie. W tym obszarze prowadzimy wiele działań.
 
Jak pan ocenia potencjał Doliny Lotniczej i znaczenie MTU w tym ekosystemie? 

Uważam, że te ponad 170 podmiotów w Stowarzyszeniu i 30 tysięcy pracowników to olbrzymi potencjał technologiczny i intelektualny. W województwie podkarpackim reprezentowane są wszystkie największe firmy światowe – najważniejsi gracze branży lotniczej. Policzyliśmy, że tylko w rejonie Rzeszowa powstaje 30 proc. najnowocześniejszego silnika GTF. Ktoś, kto pracuje w branży lotniczej, wie jakie to ogromne osiągnięcie i jak dobrze świadczy o możliwościach technologicznych Podkarpacia.
 
Dolina Lotnicza pozwala nam na współpracę w wielu obszarach. Nie tylko technicznych. Podkreśliłbym, że od wielu lat kooperujemy wspólnie kształcąc bazę naszych pracowników, współpracując z uczelniami. Zakłady Doliny Lotniczej są patronami szkół zawodowych. Inwestujemy olbrzymie pieniądze w wyposażenie warsztatów. My również patronujemy Zespołowi Szkół Technicznych w Leżajsku. W 2015 roku otrzymaliśmy wyróżnienie od Ministra Gospodarki za osiągnięcia w promowaniu i realizacji szkolnictwa zawodowego. Za działanie na rzecz rozwoju kształcenia zawodowego nagrodził nas również Minister Edukacji w 2019r. Pracownicy są dla nas bardzo ważni. Od kilku lat uczestniczymy w międzynarodowym programie Top Employers. Tytuł mogą otrzymać firmy, które pozytywnie przeszły szczegółowy audyt. Identyczna ocena przeprowadzana jest w innych krajach, Niemczech, Francji czy USA. Od 2014 roku tytuł otrzymaliśmy siedmiokrotnie. W rankingu Wielcy Modernizatorzy Polski 2020, gdzie brano pod uwagę różne aspekty finansowe i wzrosty wartości firmy, spośród ponad 68 tys. Przedsiębiorstw, których wyniki przeanalizowano, wybrano w Polsce 2780, a my zajęliśmy 30. miejsce, co pokazuje, że przez te 11 lat udało nam się wiele zrealizować. 
 
Z powodu kryzysu wywołanego pandemią, wiele firm musiało skorygować plany rozwojowe. MTU Aero Engines Polska również? 

Jak wszystkie firmy z lotniczej branży musieliśmy zweryfikować nasze plany. Przeszliśmy przez kryzys jednak mniej boleśnie niż wiele innych. Musieliśmy zredukować zatrudnienie, ale w znacznie mniejszym procencie. W przyszłość patrzymy z optymizmem. Jeżeli nie wydarzy się coś niespodziewanego, to przewidujemy, że za 2-3 lata odbudujemy pozycję, jeśli chodzi o wielkość sprzedaży i poziom zatrudnienia. Mimo kryzysu aktualnie rekrutujemy pracowników – do działu R&B, do działu IT. Strategię mamy jasno nakreśloną - chcemy się dalej rozwijać w podstawowych naszych specjalnościach. Cały czas będzie to wzrost w kierunku produkcji nowych elementów do nowych silników, uczestniczenie w nowych projektach.